Minęło sporo czasu od moich ostatnich wpisów. Był to czas, w
którym dużo się wydarzyło w moim życiu prywatnym. Wnętrzarski więc, poszedł siłą rzeczy w odstawkę. Były
gorzkie dni ale i te słoneczne… Wiele czasu poświęciłam też sobie, wreszcie!, a
co za tym idzie, zastanawiałam się czy kontynuować pisanie bloga. Jest to
pracochłonne a przy moich obecnych postanowieniach czasu, którego i tak było
jak na lekarstwo, zrobiło się jeszcze mniej. Poza tym, doszło tzw. zmęczenie
materiału… No ale szkoda mi trochę tego wszystkiego co już powstało na blogu,
szkoda mi znajomości, które zawarłam w tym wirtualnym świecie. Zauważyłam
też, że nie sięgam po aparat i nie utrwalam rodziny na zdjęciach, tego co od
czasu do czasu powstanie w moich rękach oraz zmian pór roku za oknem. Szkoda
mi…Więc, jestem.
Ale wcale nie wiem jak często i na jak długo.
Całkiem niedawno, powstał w moim domu kącik biurowy.
Ponieważ jednak, papierzyska przeniosły się w bardziej profesjonalne miejsce,
powstała refleksja, co dalej. A dalej powstało to o czym zawsze marzyłam. Moja
własna osobista, prywatna toaletka.
Stół już był a lustro znalazłam na strychu.
Razem tworzą całkiem zgrabną całość.
Do tego kinkiet i podręczne lusterko,
które zostały przemalowane ze złota na szarość i biel.
Toaletka, gra i trąbi:) Korzystam z niej codziennie robiąc
makijaż, robię przy niej notatki i wzorem dam, rozczesuję przy nim wieczorem elegancko
włosy.
Myślę, że w tej formie zostanie przy mnie przez jakiś czas. Może…?
Muszę tylko pomyśleć o zmianie mało uroczego kabelka do kinkietu, tudzież
zamaskowanie go jakoś.
A poza tym, mamy już grudzień a listopad, którego z natury
nie cierpię już minął. Trzeba pomyśleć o prezentach, dekoracjach, jadłospisie i
przedświątecznym wyciszeniu.
W mieszkaniu znalazło się już kilka świąteczno-zimowych
akcentów.
Zeszłoroczna choinka z mchu bardzo dobrze się przechowała na strychu.
Powstały też już pierwsze dekupażowe ozdoby w postaci bombek i
butelek. Ale o tym innym razem.
Pozdrawiam serdecznie.