Wielki błękit
Jest taki film, który niezmiennie od wielu lat robi na mnie wielkie wrażenie. To "Wielki Błękit" (Le grand bleu) Luca Bessona. To historia dwóch przyjaciół, którzy całe życie rywalizują ze sobą o miano najlepszego nurka głebinowego bez butli. Dla jednego z nich to walka o mistrzostwo świata, dla drugiego - to pasja i miłość do podwodnego świata.
To film czarodziejski, którego nie można zapomnieć. Rewelacyjna gra Enzo (Jean Reno), zagubionego Jacquesa (Jean-Marc Barr) i roztrzepanej Johany (Rosnna Arquette) oraz wszystkich innych w mniejszych lub większych rolach, bez których każda ze scen byłaby uboga.
Wspaniałe zdjęcia, obrazy, przyjaźń, miłość a przede wszystkim wielka pasja. Każda scena ma swe odbicie w nutach. Co jest bardzo ważne dla mnie. Wspaniała muzyka Eric'a Serra, którą można posłuchać u mnie na blogu w takcie przeglądania posta.
Film jest z 1988 roku, ale jaki ponadczasowy.
Polecam go gorąco.
P.s. Niedawno dowiedziałam się, że film ma dwa zakończenia. Ale nie będę ich zdradzać:)
I jak na ironię tego co się dzieje dzisiaj za oknami, letnie przepiękne, błękitne zdjęcia.
Źródło - internet.
Dźwięk rozpoznałam od razu, ale poza tym boję się - moja córka nurkuje.
OdpowiedzUsuń"Ludowość" fajna i bardzo ludowa. Nie wszystkim pasuje, ale ładna.